poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Troszkę o farbach olejnych

Pierwszy olej skończony! Dziś troszkę opiszę o tym jak mi z nim szło, ile było zmian koncepcji i sposobów ugryzienia tematu. 

A wszystko się zaczeło od mojej koleżanki, która uwielbia oleje (pozdrowienia dla Natalii). Razem mieszkamy w internacie, więc chcąc, nie chcąc chodziłam, podpatrywałam, patrzyłam i poprosiłam, aby dała mi troszkę wypróbować farbek. 
Pierwsze wrażenie było beznadziejne. Przyzwyczajona byłam do szybkoschnących akryli przy których nakładałam tysiąc warstw i żadna się nie mieszała. A tu farby schnął przez trzy dni, marzą się na płótnie, w każdej chwili można zdjąć całą farbę prawie do białego podkładu. Ale chyba najgorszym ciosem dla mnie był brak wody. Tego nie mogłam przeboleć. Próbowałam coś działać terpentyną, ale nie dość, że okropnie śmierdziało, to wszystko babrało się. 

Olej lniany, terpentyna, konsystencja farby, sposób nakładania- ujarzmić bestię wydawało się niemożliwe. 

Zwłaszcza, że źle podeszłam do samego malowania. Próbowałam dostosować swój styl malowania do farb, co wyglądało beznadziejnie i jeszcze gorzej szła robota. 

Długo obraz leżał owinięty w papier i zapomniany czekał na chwałę. A ja nie zabierałam się do roboty, bo nie chciało mi się babrać, a potem uważać, aby przez kilka dni w spokoju obraz wysechł. 

Koniec końców zawziełam się na Qunia i go namalowałam. Okazją była wystawa i fakt, że obraz miał być prezentem. Skupiłam się na swoim stylu i praca szła bardzo przyjemnie. Musiałam obrać zupełnie inną technikę nakładania farby i zmienić sposób myślenia. Dałam radę! Besztia ujaszmiona!

Z efektu jestem szczerze zaskoczona, bo od początku miałam wrażenie, że nic z tego nie wyjdzie. Chciałam, aby to był zachwycający obraz i przez właśnie takie myślenie ograniczyłam moją twórczość. Dopiero gdy chwyciłam pędzel z myślą "Wyjdzie, jak wyjdzie, idealne być nie musi" zaczeło coś powstawać.

Oto efekt pracy:
A tutaj ten sam obraz (znany z postu farby olejne: pierwsze starcie ) dla porównania. Tu był sposób działamia "musi wyjść idealnie"


Tak więc oleje wiele mnie nauczyły. Na przykład czerpania przyjemności z malowania i nieprzejmowania się efektem końcowym. Uświadomiły mi też, że najgorszy na starcie obraz może wyjść świetnie. 

Co do samej techniki: wymaga czasu i miejsca. Zdecytowanie jest to bardziej technika dla cierpliwych. Uważam jednak, że żadna opinia nie jest w stanie oddać charakteru tych farb. Trzeba po prostu przekonać się na własnej skórze. 

Moje odczucia są pozytywne i jest już w planach zakup olejów, obowiązkowo!

A wy malowaliście olejami? Jakie są wasze odczucia? Czekam na komentarze



1 komentarz:

  1. Wow, moje pierwsze farby olejne ponad 2 lata nie używałam, gdyż był to prezent od taty, a poza tym sama cena farbek jest dość wysoka i nie chciałam ich marnować przy moim braku doświadczenia.

    Uczyłam się tak jak ty na akrylu, ale ostatecznie to olej jest tą techniką, którą chcę pociągnąć i rozwijać. Obrazy piękne - oba! Chciałabym kiedyś kupić od Ciebie pracę twojego autorstwa.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń