środa, 26 grudnia 2018

Pastele KOCH-I-NOOR soft recenzja

Sławne pastele KOCH-I-NOOR, co tu więcej dodawać na początek, każdy wie o jakie chodzi



Już od lat przedszkolnych moja mama zapisywała mnie na wszelkie zajęcia artystyczne w pobliskim domu kultury. Na tych zajęciach po raz pierwszy zetknęłam się z suchymi pastelami koch-i-noor. Jak dla dziecka to był szczyt marzeń posiadać takie kruche, intensywne kredki.
Na początku dostałam 12 sztuk, które zostały zrysowane na dziecięcych rysunkach.
Potem kolejne pudełeczko 12 sztuk, które mam do dziś już w lepszym stanie.
Następnie dokupiłam zestaw 12 sztuk brązów, jeszcze trochę na sztuki.

Ostatni pastelowy zakup to 72 szt. , co zainspirowało mnie do stworzenia tego postu.
Omówię charakterystykę pasteli (opakowanie, wygląd, moc pigmentów, miękkość), dobór kolorów w opakowaniu i ich rzeczywisty wygląd oraz dostępne zestawy do kupienia.
Tak więc, zaczynamy!

Opakowanie

Pamiętam, że kiedyś pastele pakowane były w pudełka kartonowe z zabezpieczeniem ze steropianu. W tych bardzo tanich wersjach do dziś można kupić w takiej postaci, lecz w wersji artystycznej pastele zabezpieczone są miękkiej gąbce i w dodatkowym kartoniku.




Większe zestawy pakowane są w oddzielnych tackach, np. zestaw 72 kolorów rozdzielony jest na 3 tacki po 24 kolory. Zabezpieczenie jest takie same- gąbka, karton. Wszystko pakowane jest w ozdobne opakowanie informujące o producencie i liczbie kolorów.




Możliwe jest także zakupienie zestawu w drewnianej kasetce po 48 i 120 sztuk. Tylko musimy liczyć się ze wzrostem ceny. (osobiście postanowiłam sama zrobić sobie taką kasetkę, może i podzielę się w przyszłości w jaki sposób...).


W Polsce najbardziej popularny jest komplet 12 , 24 i 48 sztuk. 72 i 120 sztuk to rzadkość.
Są także dostępne zestawy specjalne, czyli zestaw 12 brązów lub szarości.

Kupienie pasteli na sztuki to też nie problem, w wielu sklepach artystycznych jest taka możliwość.


Wygląd

Pastele to okrągłe sztabki o długości 7,5 cm i średnicy 1 cm.

Początkowo posiadały przyklejony papierek, jednak teraz został on zastąpiony folią, którą jest o wiele łatwiej 'obrać'.
Zdarza się jeszcze teraz kupić na sztuki te w papierkach. Praca jest o tyle utrudniona, że czasem gdy papier nie chce zejść trzeba skrobać pastel nożykiem. Tutaj wielki plus dla producenta, że rozwiązał ten problem.

Folię zdejmujemy ciągnąc za brzeg. Dzięki nacięciom z boku możemy tylko trochę obrać.

Dzięki przeźroczystej folii łatwo można określić kolor pasteli.


Pigmenty i miękkość

Pastele pozostawiają wyraźną i nasyconą kolorystycznie kreskę.
Pigment mają dobry, czyli mocny.

Pastele są przyjemnie miękkie, ale nierówno miękkie.
Zauważyłam że kolor nr. 18, czyli paryski błękit jest zdecydowanie twardszy od reszty. Zdarzają się jeszcze kolory trochę twardsze i trochę miększe od większości. Miękkości nie jest konsekwentnie równa.


Domyślam się, że problem może tkwić w rodzaju pigmentu, ale to sprawa produkcyjna, o której nie mam bladego pojęcia.


Dobór kolorów

Gama kolorystyczna pasteli jest bardzo szeroka. Nie ma problemu w kupieniu pożądanych kolorów na sztuki, dostępne są praktycznie w  każdym sklepie dla plastyków, a nawet w zwykłym sklepie papierniczym czy supermarkecie.

Na próbniku przedstawiłam kolory z zestawy 72 kolorów na szarej kartce, na której można sprawdzić krycie pasteli.


Kolory z kompletu 12, 24, 48 są zawarte na tym próbniku. Dodatkowe brązy i szarości częściowo pokrywają się z próbnikiem.

Opinia

Uważam, że pastele wypadają bardzo dobrze w stosunku do ich niskiej ceny.

  • Idealnie nadają się dla początkujących, jak i zawaansowanych rysowników. 
  • Szeroka gama kolorystyczna zadowoli każdego.
  • Przyczepiłabym się jedynie niektórych twardości pasteli, powinny mieć równą miękkość, ale nie ma co narzekać, nadrabiają niską ceną.
  • Dobrze kryją, świetnie się mieszają.
  • Łatwo dostępne
  • Dzięki starannemu zabezpieczeniu pasteli są całe, niepokruszone

Jak zastanawiasz się nad kupnem- możesz brać je w ciemno, na pewno zadowolą cię.

A wy co sądzicie o tych pastelach? Macie już komplet? Czy planujecie kupno?

środa, 19 grudnia 2018

Etui na pędzle DIY

Dziś trochę o moim kombinatorstwie, no bo zwykłe sklepowe etui są nudne i bee, więc zrobiłam jedyne w swoim rodzaju, unikalne etui. Dziś opowiem w jaki sposób.




W sklepie możemy dostać etui zapinane, zwijane... i tyle? Żadne nie spełniało moich wymagań, więc wymyśliłam, że mój piórnik ma być pojemny, duży (żeby długie pędzle się zmieściły), zamykany i niepowtarzalny.

Pomysł dopracowywałam i przekształcałam przed długi czas, ale najbardziej czasochłonne było szukanie materiału i zabranie się za pracę. Nie jestem fanem siedzenie przy maszynie, dziergania i różnego tego typu prac, ale posiadam takie umiejętności. Sięgam po maszynę, szydełko czy igłę jak zaplanuję coś zrobić dla siebie lub na prezent dla kogoś. Robię tylko gdy muszę.
Nie mam cierpliwości do tego typu prac, więc podziwiam osoby, które ją mają.


Jeżeli masz problem z wymyśleniem i dopracowaniem planu pracy- weź kartkę i narysuj wszystko :)

Chciałam aby piórnik był zrobiony z dwóch materiałów - wewnątrz i na zewnątrz. Na zewnątrz chciałam dać jedynie jeans z jakiś nieużywanych, starych spodni, ale trochę go zabrakło na brzegach, więc postanowiłam wszyć kawałek materiału z kwiatkami, co było strzałem w dziesiątkę.



Problem pojawił się ze znalezieniem odpowiedniego materiału do środka. Nic co miałam w domu nie odpowiadało mi kolorystycznie i gramaturowo. Chciałam użyć grubszych materiałów, aby etui było sztywne. Nie chciałam bawić się w żadne wzmacniacze między materiały.
Stanęło na filcu, bo jest łatwo dostępny.

Oczywiście miałam na myśli inny kolor, ale wzięłam co było w sklepie. Chciałam chociaż zacząć szyć, a nie ustać na projekcie :)



Wszystko szyłam na maszynie i czas potrzebny na same szycie wyniósł do 3 godzin, w czym rozpracowywałam działanie maszyny, trochę prułam.
Nie pierwszy raz siedziałam przy maszynie, ale moje umiejętności nie są na tyle wielkie, aby zszyć idealnie od razu.

Pędzle które są w użyciu najczęściej trzymam w piórniku
Równocześnie myślałam nad zamknięciem. Z racji, że to miał być długi piórnik trzeba było dać zamknięcie w dwóch punktach, aby materiał się nie odginał na rogach.

Miałam do wyboru guziki, rzep i taśmy. Wybrałam taśmy. Zakupiłam wstążkę bawełnianą, zrobiłam ładne wykończenie końcówek i przyszyłam do brzegu w mniej więcej podobnych odległościach. Na zdjęciu można zobaczyć w jaki sposób się zamyka.



Do środka dałam gumkę (udało mi się dostać taką, która imituje tasiemkę), którą przyszyłam wraz z wzmocnieniem, bo wiadomo, że filc nie jest odporny na rozciąganie. Po prostu między filcem a gumką wszyłam wcześniej wspominaną wstążkę bawełnianą.

Ciężko było znaleźć odległość, na jaką mam robić przegródki na pędzle, więc wszyłam je w różnej odległości, bo mam różnego rozmiaru pędzle. Zależność jest taka, że jak chcesz mieć szlufkę np. na kredkę, to musisz ją zrobić mniejszą od kredki.

Na koniec obszyłam wszystko lamówką, aby zakryć brzydkie brzegi i ładnie wykończyć całość.


Piórnik spisuje się świetnie. Mogę sobie go powiesić za paski, wtedy przy pracy nie muszę szukać pędzli. Przede wszystkim chroni je przed zniszczeniem oraz ładnie się prezentuje.


A wy macie etui na pędzle? A może robiliście tego typu piórnik? Pochwalcie się, chętnie zobaczę :)

środa, 12 grudnia 2018

Portret psa rasy malamut

Obraz malowałam w mojej ulubionej technice, czyli farbami olejnymi na płótnie 50/70 cm.



 Robiony na zamówienie ze zdjęcia.Cieszę się, że udało mi się oddać charakter zwierzaka na obrazie.  Właścicielka psiaka popłakała się gdy pokazałam gotowy obraz. Piesio w tym czasie choruje i niewiele życia mu zostało, a na obrazie jest ujęty w pełni sił i zdrowia, dlatego wzbudził tak wielkie emocje.

Tło musiałam zmienić,bo oryginalnie w tle był szary beton. Wpasowałam psiaka na łąkę z trawą, aby nadać pogodny i lekki charakter portretowi.
Niestety nie wiem jak malamut miał lub ma na imię (nie wiem czy jeszcze żyje).


Obraz malowało mi się bardzo lekko, temat psów jest bardzo wdzięczny dla mnie. Tworzenie obrazu to była dla mnie czysta przyjemność :)

A wam jak się podoba obraz?

czwartek, 6 grudnia 2018

Jak zrobić węgiel rysunkowy?

O węglu rysunkowym wspominałam już we wcześniejszym poście tutaj . Dziś podam opracowany wieloma próbami przepis na domowy węgiel do rysowania.



Jak powstaje węgiel rysunkowy?

Wyrabiany jest najczęściej z drzewa wierzbowego. Daje ono miękką i nasyconą kreskę. 
Do wyrobu można użyć dowolnego drzewa liściastego. Każdy gatunek da różną miękkość i odcień szarości.

Drewno jest poddawane obróbce termicznej bez dostępu tlenu. Dzięki temu nie pali się, a przekształca się w węgiel. 
(było to na chemii w gimnazjum, a teraz w podstawówce, dział chemia związków węgla)

Potrzebne będzie:
  • obrane gałązki z dowolnych drzew liściastych o dł. 7-15 cm i średnicy nie mniejszej jak 0,7cm i nie większej jak 2,5cm
  • folia aluminiowa, najlepiej gruba, ale zwykła kuchenna też się nada
  • źródło ciepła: ognisko, piekarnik, kominek
Z doświadczenia wiem, że lepiej przygotować więcej gałązek jak za mało. W wyrobie węgla trzeba wyczucia. Na początku miałam same odpadki i trochę minęło zanim opatentowałam wyrób. Pewnie dzięki moim radom będziecie mieć ich mniej, ale lepiej zostawić sobie margines błędu.

Testowałam też czy suszenie gałązek ma znaczenie. Okazuje się że ma. Wysuszone są bardziej suche i prawdopodobnie minimalnie jaśniejszą kreskę dają, ale to już małe niuanse. Najlepiej wyrabiać nie wcześniej jak kilka dni po ścięciu, a jak przeleżą pół roku też nic się nie stanie.

Pamiętajmy także że gałązki z sękami mogą utrudniać nam lekko rysowanie. Drewno jest w tym miejscu zawsze twardsze. Ja po prostu odcinam podczas rysowania część węgla z sękiem, jeżeli takowy napotkam i problem z głowy.


Jakie drzewo wybrać?
Osobiście wybieram z różne gatunki. Tak jak pisałam wcześniej, każdy daje inny efekt. 
Dąb jest twardym drzewem i daje zwarty, twardy węgiel. Za to brzoza i wierzba dały średnio miękki węgiel.
Według mojego testu topola biała dała bardzo czarny i mięciutki węgiel.
Polecam wypróbować różne drzewa, aby znaleźć te najlepsze dla siebie.



Wyrabianie

Kilka gałązek zawijamy szczelnie folią. Okręcam kilka razy dla pewności, że tlen się nie dostanie. Inaczej zrobimy z gałązek ognisko zamiast węgla (w sumie robienie węgla to świetna okazja na ognisko).

Rozdzielam gałązki na kilka paczek w razie by jakiś zestaw nie wyszedł. Kładę je płasko, rzędem, tak jak sardynki w puszce się układa.

Następnie wkładam tam gdzie gorąco, czyli do piekarnika, ogniska, grilla czy kominka.



W piekarniku najlepiej umieścić je na samym dole na kratce czy blaszce. Folia może się przypalić do dna, a szkoda piekarnika. W trakcie pieczenia jedzonka można umieścić gałązki w piekarnika, bądźmy eco i nie zużywajmy niepotrzebnie prądu czy gazu.
Temperatura od 180 do 220 się nada. Jeżeli masz ochotę przetestować w niższej lub wyższej- czemu nie, daj tylko znać czy się udało :)

Pieczemy w zależności od grubości drewna, ale jest to około czas od godziny do dwóch. Za długo trzymany węgiel po prostu się przepali i będzie się kruszył w rękach.
Zawsze możesz wyjąć wcześniej i sprawdzić. Jeżeli jeszcze widać w nim drewno, włóż z powrotem. Tylko nie zapomnij owinąć szczelnie folią!

W ognisku, grillu i kominku zagrzebujemy w żar, kiedy ogień się wypala. Ale gdy żar się wygasza węgiel może nie wyjść już.Uważajcie aby nie przebić folii, bo inaczej dostanie się tlen. Trzymamy tyle czasu co w piekarniku. 

Radzę zostawić w folii i odłożyć do ostygnięcia. Po całkowitym ostygnięciu możemy już rysować!


Życzę powodzenia w wyrabianiu, obowiązkowo pochwalcie się wrażeniami :)